Wspomnienia o pierwszych chwilach z moim synkiem, Frankiem, wciąż są żywe w mojej pamięci. Czasy bezsenne, pierwsze uśmiechy, pierwsze kroki... ale również momenty niepewności, co do mojej przyszłości zawodowej. Jak wiele innych mam, zastanawiałam się, czy mogę w ogóle połączyć macierzyństwo z pracą. I, jak się okazało, mogłam – dzięki współpracy z jednym z największych pośredników z branży finansowej, o której Wam dziś opowiem.
Popołudnie było upalne, więc dzieciaki po obiedzie z przyjemnością schładzały się w letnim basenie, a ja z komputerem na kolanach ogarniałam zlecenia i trzymając telefon przy uchu, uzgadniałam z klientkami szczegóły kolejnych projektów. Od czasu do czasu ktoś mi przerywał, dlatego bardziej złożone tematy zostawiałam na wieczór, kiedy pociechy wreszcie będą tkwiły w łóżkach. W ciągu dnia uprawiałam życiową akrobatykę: żonglowałam rolami troskliwej mamy smażącej ulubione naleśniki, pani domu próbującej odgruzować mieszkanie z rozrzuconych ubrań lub pozostawianych kubków po kakao, kobiety biznesu ze starannie ułożoną grzywką oraz z laptopem pod pachą.
Czasem mam wrażenie, że moje obecne życie, opiera się na kurczowym chodzeniu po linie. Linie, która jest zawieszona między dwiema wysokimi górami. Jedna z nich to moje dzieciństwo, a druga to spokojna starość. Widzicie to, nie?