Małgorzata Słomian – „Żyjąc z alkoholikiem”

Bardzo trudno jest się pogodzić z faktem, że żyję z osobą uzależnioną, uzależnioną od alkoholu, alkoholikiem. Bo jak to brzmi: „Mój mąż alkoholik”? To takie… poniżające, uwłaczające. W świadomości społecznej właśnie taki obraz alkoholika i życia z nim mamy w głowie. A jak jest naprawdę? 

Wiele osób żyje w poczuciu, że jeśli przyzna się do tego, że w ich rodzinie jest alkoholik, to tak, jakby powiedzieli, że ich rodzina jest patologiczna. A przecież nikt nie chce, żeby jego rodzina taka była, prawda?

Związek – wyobrażenia vs. rzeczywistość

Wchodząc w związek, zakładając rodzinę, chciałam miłości, szacunku, wsparcia, zrozumienia, wspólnych planów, wycieczek, zakupów, podejmowanych decyzji, wyboru przedszkola dla naszych dzieci, koloru ścian w sypialni… Chciałam, żebyśmy byli razem, chciałam żebyś Ty był w naszym życiu, żebyśmy razem rozwiązywali problemy. A tu… No cóż, na początku tak było, bo przecież były romantyczne spotkania, randki, wypady za miasto.

Owszem, czasem coś piliśmy. No, ale kto nie pije? Lampka wina do kolacji, trochę więcej alkoholu podczas imprez. Potem był ślub, dzieci. Tyle nowych zajęć i obowiązków. Zajmowałam się wszystkim, bo przecież od tego jest kobieta, to ona dba o ognisko domowe. To od niej zależy, jak wygląda dom, czy dzieci są najedzone, ubrane, zaopiekowane… Hmm, teraz, kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, to widzę, że najedzone i ubrane to nie wszystko, co w sferze opieki się mieści. Widzę też to, że zapomniałam, czym jest słuchanie i zaspokajanie potrzeb dzieci. Zapomniałam, co to zabawa z nimi. Nie pamiętam już jak to jest tak naprawdę, szczerze i bez pośpiechu rozmawiać z nimi. 

Dlaczego? Bo jestem zajęta rozmową z mężem. O tym, że znowu wrócił pijany, że znowu nie zapłacił rachunków, że znowu, zamiast wrócić do domu, to szlaja się gdzieś, nie wiadomo gdzie. Nie mogę na niego liczyć – ciągle mu to powtarzam, wytykam. Załatwiam jego sprawy, bo przecież ktoś musi. Usprawiedliwiam jego wybryki, żeby nikt się nie zorientował, że zawiódł, bo znowu był pijany. 

Jestem żoną alkoholika

Wstyd. Tak mi wstyd, że w moim domu panuje chaos, że awantury są coraz częstsze, że on nie widzi jak rani rodzinę. Pije coraz więcej i coraz częściej. Chyba mnie/nas nie kocha, bo gdyby kochał, to by przestał, prawda? Ale… Myślę, że znajdę sposób, by on w końcu zrozumiał, że to co robi, jest złe. No więc szukam sposobów, grożę, błagam, szantażuję: „Jeszcze raz się napije, to zabiorę dzieci i odejdę”. Mówię, że sam będzie sobie gotował albo że jeszcze raz przyjdzie do domu pijany, to nie otworzę mu drzwi. Nic z tych rzeczy nie robię, ale myślę sobie, że się w końcu wystraszy, zrozumie. Jednak on ciągle pije. Szukam coraz to nowych sposobów, bo przecież sposób musi być. Ja to udowodnię! I jemu, i sobie. Mówić o tym, co się dzieje w domu, nikomu nie będę, bo to wstyd. Wstyd godzić się na takie rzeczy, wstyd stworzyć taką rodzinę. Zresztą, swoje problemy rozwiązuje się w czterech ścianach. Po co mieszać w to innych? 

Tak więc zostaję z tym sama. Ukrywam przed światem to, co się dzieje w domu. Jestem tak wytresowana, że zakładam uśmiech, który ukrywa wszystko. I nikt nic nie mówi, nie zauważa. A nawet jeśli zauważy, to mówię, że to nie tak, że nie jest źle. Jestem wytresowana w ukrywaniu siebie, w zaśmiewaniu problemów. Bo przecież będzie lepiej… Są chwile, gdy jest miły, czuły i nawet z dzieciakami się bawi. Planuje wakacje, przyszłość, dom, wypad do kina. Ach, jak ja wtedy odżywam, jaką czuję nadzieję! „Tym razem się uda, tym razem będzie tak, jak on mówi. Tak, to będzie teraz!”. Jednak znowu przychodzi moment, że to wszystko się rozpada. Koło się zamyka i cykl zaczyna się na nowo. 

Zaczyna do mnie docierać, że tańczymy jeden, wciąż ten sam taniec. Znam te kroki już na pamięć. Wirujemy, a ja w tym skołowaniu nie mogę się zatrzymać. Nie widzę, że mam wpływ tylko na siebie, że kręcąc piruety wokół męża, nie uczę się nowych kroków. Zapominam, że to ja tworzę swoje życie i jestem za nie odpowiedzialna, że to ode mnie zależy, czy godzę się na bycie w takim związku. Tak jestem zaaferowana tym tańcem, że nie widzę, jak on niszczy mnie i dzieci. Czuję coraz większą wściekłość, rozpacz, strach, wstyd. 

Mam totalny chaos w głowie. I to poczucie winy, że mąż pije, że krzyczę na dzieci… Czuję się już w sumie winna wszystkiemu, co się dzieje w i wokół nas. Jestem do niczego. Są chwile, gdy czuję radość, jednak to krótkie chwile, bo i tak w napięciu wyczekuję wystrzału. Wyczuwam w powietrzu napięcie, ba, nawet czekam na to, aż wszystko w końcu wybuchnie. Co mam zrobić, żeby on w końcu zrozumiał? Co mam zrobić, żeby moje życie wreszcie się poukładało?

Małgorzata Słomian terapeutka

Czy zawsze jest tak samo?

Tak wygląda jeden ze skróconych scenariuszy życia z osobą uzależnioną. Cechami wspólnymi osób żyjących z alkoholikiem są: przejmowanie odpowiedzialności za jego zachowania, czyny oraz traktowanie go jak małego dziecka, którym trzeba się zaopiekować. Osoby takie są skupione na pijącym partnerze do tego stopnia, że zaniedbują swoje pasje, potrzeby, obowiązki. I ta nadodpowiedzialność tak naprawdę nie pomaga alkoholikowi w trzeźwieniu. Bo jak można czegokolwiek się nauczyć, cokolwiek zmienić, jeśli nie poniesie się za swoje czyny konsekwencji? 

I to jest właśnie najtrudniejsza rzecz do wykonania dla osób żyjących z osobą uzależnioną: pozwolić partnerowi ponieść konsekwencje jego picia. A co robi kobieta, żeby on tych konsekwencji nie poniósł? Dużo! Na przykład spłaca jego długi, sprząta zabrudzone ubranie, podnosi go z podłogi i kładzie do łóżka, usprawiedliwia przed rodziną, znajomymi pracodawcą, łata dziury w budżecie domowym, żeby jakoś przeżyć, bo on większość pieniędzy wydaje na alkohol. I chociaż mówi, że pijanego do domu nie wpuści, to i tak to robi. Mówi, że odejdzie, jeśli będzie pił, jednak tego z kolei nie robi. Takich przykładów jest jeszcze dużo. 

Świat uzależnionego toczy się wokół butelki, a świat osoby współuzależnionej wokół pijącego. „Miłość” powoduje, że granice są ciągle przekraczane. Nawet jeśli dochodzi do przemocy, to jest ona wybaczana. W imię miłości kobieta jest gotowa znieść wszystko – według statystyk w rodzinie, w której pije kobieta, 9 na 10 mężczyzn odchodzi z takiego związku; w rodzinie, w której to mężczyzna nadużywa alkoholu, 9 na 10 kobiet… zostaje!  

I chociaż scenariusze picia partnera są różne, to jednak uczucia towarzyszące partnerce są w większości podobne. Każdej takiej relacji towarzyszy niepewność, strach, poczucie winy, wstydu, złość. Jest bardzo dużo nieprzyjemnych emocji, które nie znajdują ujścia. A nawet jeśli znajdują, to są one wyrażane w sposób krzywdzący dla innych. Napięcie jest tak duże, że wybuch można porównać do balonu nadmuchanego aż do momentu, w którym pęka. Ogromnie trudno jest samemu to wszystko zobaczyć, zrozumieć, poukładać, ponieważ jest to taka mieszanka, która narasta powoli. Zbiera się to często przez wiele lat i stopniowo staje się częścią życia „normalnej” rzeczywistości. 

Dlaczego nadal z nim jestem?

Dlaczego osoby współuzależnione, bo tak się je nazywa, nie wychodzą z tych toksycznych związków? Powodów może być kilka. 

  • Schemat funkcjonowania w takiej relacji powstaje praktycznie niezauważalnie. Zazwyczaj początki są piękne i to współuzależnienie, tak jak i uzależnienie, rozwija się powoli. Łatwo więc przeoczyć moment, w którym granica została przekroczona.
  • Bardzo często osoby żyjące z uzależnionymi, same pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych. Trudne sytuacje nie są im obce – paradoksalnie z łatwością potrafią odnaleźć się w roli opiekuna i ratownika. 
  • Często przekonania, które wnosimy w dorosłe życie, mają wpływ na to, w jakie związki wchodzimy. Jakie to przekonania? „Nie mogę być sama”, „Lepszy taki niż żaden”, „Jak już mu przysięgałam, to muszę dotrzymać słowa”, „Sama sobie nie poradzę”, „Nikt mnie już nie zechce”, etc.

Uwolnić się od życia z alkoholikiem

I to są właśnie te obszary, którymi warto się zająć. Bo wyjść ze związku z osobą uzależnioną można. Zawsze! Można odbudowywać swoje życie, pisać nowy scenariusz. Osobiście powiedziałabym nawet, że trzeba… W końcu życie mamy tylko jedno. I wyłącznie za swoje życie odpowiedzialni jesteśmy. Warto zadbać o siebie, o swoje potrzeby, dowiedzieć się: kim jesteśmy, czego pragniemy, jakie mamy marzenia, co chcemy osiągnąć, a także: jakich granic przekroczyć nie pozwolę. 

Trudno jest to osiągnąć samemu. Śmiem twierdzić, że szczególnie na początku drogi jest to praktycznie niemożliwe. Dlatego warto szukać pomocy, wsparcia, kogoś, kto wysłucha, zrozumie, może podzieli się swoim doświadczeniem. Pierwszym krokiem jest powiedzenie sobie: „Ja tak nie chcę!”. Drugim – podzielenie się tym z kimś, czyli wyjście zza zasłony, za którą do tej pory wszystko było ukryte. 

Taką pomoc można uzyskać u terapeutów lub w grupach samopomocowych Al Anon. A później: odbudowywać swoje życie krok po kroku, ucząc się miłości do samej/samego siebie. 

Małgorzata Słomian terapeutka

Małgorzata Słomian

terapeutka uzależnień i współuzależnienia, współautorka książki „Świat Kobiecej Mocy. Niezwykłe historie 11 kobiet, które odważyły się zmienić swoje życie”. W swojej pracy pomaga klientom zrozumieć siebie, swoje emocje, a także poukładać wszystko tak, by odzyskali spokój i zaczęli żyć radośniej, pełniej, lepiej. Lubi nazywać to odnajdywaniem drogi do siebie. Prowadzi terapię on-line. Mieszka w Niemczech.

https://slomian-terapeutka.com/

kontakt@slomian-terapeutka.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *