Moja historia. Cena za marzenia – jest ceną do zapłacenia. Felieton.
Jestem małą dziewczynką. Zasypiam ze słowami dziadka ,,miej marzenia” , ,,pamiętaj ,że trzeba marzyć„. Zamykam oczy i widzę lazurowe morze. Wiem ,że jest ciepłe. Czuję sypki, jasny piasek pod stopami. Wilgotne powietrze mnie otula. Słyszę muzykę, która dobiega z małego domku z drewnianym tarasem. W drzwiach powiewają białe woale. Z oddali dobiega muzyka. Unosi się zapach dobrego jedzenia. Przy brzegu morza krząta się mężczyzna z oczami w kolorze lazur . Słychać gwar dzieci…
Dziadek zmarł, kiedy miałam 11 lat . Wiedział, że jest chory i nie doczeka mojej dorosłości. Mówił o tym. Tłumaczył. Pamiętam rozmowy o życiu, wierze i o tym, co się dzieje kiedy człowiek odchodzi. Każdego dnia, kiedy mógł, powtarzał mi „dbaj o marzenia, o siebie i zadbaj o swoje życie. Nikt za Ciebie tego nie zrobi„. Słowa dźwięczały mi w uszach ,kiedy miałam lat 11, 15, 28 i dźwięczą do dziś. Był dla mnie wzorem, autorytetem, najmądrzejszym i najbardziej opanowanym człowiekiem jakiego znała . Dziś jego wiele cech widzę w swoim synu.
Ze swoją wizją domku nad brzegiem morza, zasypiałam każdego dnia. Przywoływałam muzykę, zapachy, widziałam siebie w moim marzeniu. Myślałam też o tym, że chcę być szczęśliwa i kochana. Chcę mieć pełną rodzinę i stworzyć bezpieczny dom dla swoich dzieci. Nie miałam tego bezpieczeństwa od rodziców. Z dzieciństwa najbardziej pamiętam: niedziele brydżowe u dziadków. Mieszkałam razem z nimi i mamą w starej kamienicy. Sąsiedzi byli zżyci, dzieci wspólnie się bawiły i nierzadko broiły. Pamiętam zjazd po drewnianych schodach, szaber papierówek czy marchewki. Byliśmy bandą – na dobre i na złe. Naleśniki jedliśmy brudnymi rękoma. Chleb z masłem i cukrem, jagody wspólnie zbierane podawane przez jedną z mam z makaronem. Świeże pachnące i ciepłe jeszcze ciasto upieczone przez jedną z sąsiadek.
Swoją drogą, to minęło 30 lat od kiedy wyprowadziłam się z domu, a z większością osób z tamtych lat mam kontakt po dziś dzień. Rozjechaliśmy się po świecie, a mimo to nadal mamy siebie. Byliśmy paczką przyjaciół. Suszyliśmy swoje ubrania po sankach czy zjazdach z górki na tornistrach, przy kaflowych piecach. Za oknem był telefon na kabel między mną, a dziewczyną, która mieszkała nade mną. Gra w zbijaka, skakanki, podchody, karty i wyzwania w kto o północy wejdzie na cmentarz. Same twardziele i nigdy nikt się nie odważył . Groziło nam to zresztą, szlabanem na wyjście z domu, a tego nie chcieliśmy . Kary były wspólne. Jeden przeskrobał- wszyscy mieli przerąbane. Pilnowaliśmy siebie na wzajem. Albo solidarnie psociliśmy. Wyjeżdżaliśmy razem pod namioty. Często pole biwakowe było w czyimś ogrodzie, czy na placu zabaw po drugiej stronie ulicy. Aż dziwne, że żyjemy i nikogo nie zabrała opieka społeczna .
Dziadek był eleganckim mężczyzną z nienaganną fryzurą gentelmana i zawsze gładką twarzą. Wypastowane buty, eleganckie spodnie, koszula. Był świetnym krawcem. Czasami rzeźbił czy plótł wiklinowe koszyki. Uczył mnie liter i matematyki. Kiedy byłam w zerówce, czytałam mu gazety. Kochał boks w czarno-białej, wtedy telewizji. Hodował króliki, gołębie, kury. Co niedzielę zabierał mnie na jarmark do swojego głuchoniemego przyjaciela. Dostawałam drewniany gwizdek. Wlewało się do nich wodę. Były piękne, a ja je kolekcjonowałam.
Babcia zawsze miała pogodną minę i uśmiech tak ciepły, że ogrzewał każdą troskę. Szydełkowała serwety, obrusy, które były prawdziwymi dziełami sztuki. Część z nich wisi w moim domu, jako łapacze snów, a obrusy godnie prezentują się na stołach. Robiła, też na drutach szale, swetry, czapki. Zawsze opowiadała ciekawe historie. Kochałam jej słuchać i uwielbiałam z nią rozmawiać. Miałam w niej wsparcie i przyjaciółkę. Słuchałam opowiadań o wojnie, rodzinie, o jej dzieciństwie. Godziny rozmów nad starymi fotografiami. Pokazywała na zdjęciach jaka była piękna w młodości i tłumaczyła drzewo genealogiczne. Dla mnie zawsze była piękna.
Mama była krawcową. Pracowała na etacie, zabiegana. Po pracy farbowała tkaniny, wyszywała, szyła nam i klientkom wyszukane stroje. Koronki, gipiury, nici czy pieluchy tetrowe były wszędzie poukładane.
To wszystko mnie kształtowało
Mądrość dziadka, dobro babci, dusza mamy do tworzenia unikatów. Obserwowałam klasę, styl, elegancję i proces tworzenia. Koraliki, włóczka, cekiny , farby. Przyglądałam się temu z zaciekawieniem. Do dziś zwracam uwagę czy marynarka dobrze leży, długość spodni jest odpowiednia, a skład materiałów rozbieram na czynniki pierwsze. Taki efekt uboczny rozmów między dziadkami a mamą. Czasami na weekendy czy ferie zabierała mnie do siebie ciocia. Siostra mamy. Mówiła : ,,ucz się od nas jak wygląda dobre życie i rodzina,” , ,,przyglądaj się i postanów czy też tak chcesz „. Ciocia była absolutnie klonem dziadka, (czyli swojego taty), jeśli chodzi o spokój i mądrość. Zawsze rozważna. Słowa zanim wypowiedziała, przemyślała. Szczęśliwa mężatka, mama. Robiłam tak, jak mówiła. Cieszyłam się z każdej godziny w jej domu. Kuzynka miała wszystko i dzieliła się ze mną zawsze szczerze, bez zazdrości. Pamiętam pokazy mody, farbowanie włosów bibułą czy obcinanie grzywek. Wujek był i jest absolutnym mistrzem kucharzenia. Zawsze przygotowywał dania o jakich nie miałam pojęcia. Miał, też ogromny szacunek do cioci i piękne relacje z córką. Cudowna rodzina. Dostałam od nich wiarę, że życie może być piękne.
Moje wnioski po latach
Dziś mogę wyciągnąć wniosek: zawsze z pokorą słuchałam wskazówek. Nie byłam dzieckiem buntownikiem. Raczej dość nijaką, ciapowatą, zawstydzoną dziewczynką. Liche włosy, mina aniołka. Białe podkolanówki, sukieneczka, koszyczek. Jak wlazłam do kałuży czy piaskownicy i tak wyszłam czysta. Dziś tak nie jest. Uwielbiam boso chodzić po trawie , skakać w błocie i babrać się w ogrodzie. Nadganiam dzieciństwo. A raczej pielęgnuję swoje wewnętrzne dziecko.
Kiedy miałam 11 lat, spędziłam pół roku w sanatorium. Mocno chorowałam. Tam było życie. Oceny z czerwonego paska spadły na poziom stabilne trzy . Spacery, zabawy, niby była kontrola i szkoła , ale tam chodziło o życie . O pasje. Relacje. Chwilkę po powrocie urodziła się moja siostra. Lubiłam się nią zajmować. Ale w wieku 14 lat zmieniłam dom na internat.
Żeby wyrwać się z małego miasteczka, oczywista była dla mnie szkoła średnia w mieście wojewódzkim. I tak z Gubina, trafiłam do Zielonej Góry. Z walizką i ogromnymi marzeniami. Z biletem w jedną stronę. Tam życie i znajomi dali mi w kość. Zresztą często sobie na to zasługiwałam. Przyjmowałam na barki skutki swoich decyzji. Wyciągałam wnioski. Popełniałam błędy i wyciągałam kolejne wnioski. Dziś czas liceum wspominam jako doskonałą szkołę życia.
Pełna paleta niezbyt mądrych decyzji
Absolutnie poczułam wolność i weszłam w dorosłość. Z naważonego piwa spijałam pianę. Studia to, też ucieczka do Wrocławia. Z miłością i za miłością. Znowu walizka i ogromne marzenia. I bilet w jedną stronę. Tu życie nabierało tempa. Była nauka, imprezy i znowu imprezy. Miłość jaka miała być na zawsze znikła. A ja studiowałam – pełną parą i w pełni słowa znaczeniu. Musiałam, też pracować, żeby się z czegoś utrzymać. Na jednej z domówek , kolega z roku przyprowadził kumpla. Zamiast postawnego, dobrze zbudowanego facet , ja widziałam jego oczy. Lazurowe. Takie jak morze. Takie , które przywoływałam w dzieciństwie i każdego dnia, kiedy zasypiałam. Wyobraźcie sobie moją reakcję i bełkot. Nie mogłam wykrzesać z siebie zdania. Często wspominamy ten wieczór. Zauroczona oczami z każdym dniem zaczęłam poznawać ich właściciela.
Poznajemy się do teraz
Dziś jesteśmy 21 lat razem. Zamiast gromadki dzieci, mamy 19-to letniego syna. Mieszkamy pod lasem. Czyli dom nad ciepłym morzem jeszcze gdzieś czeka na nas, a gromadka dzieci, to być może będą kiedyś wnuki…Od samego początku znajomości decyzje o wspólnych planach strzeliły szybko. Poznaliśmy się na początku grudnia, a na Wigilię zrobił mi nalot na rodzinny dom z pierścionkiem zaręczynowym. Kilka miesięcy później zamieszkaliśmy razem. Pracowaliśmy, snuliśmy plany, ja jeszcze się uczyłam.
Założyliśmy firmę i swój pierwszy biznes
Całe zaplecze z dzieciństwa zebrałam we wnioskach. Postanowiłam mieć szczęśliwe życie, dom pełen miłości i zrozumienia. Oazę dla bliskich. Nasz dom jest zawsze pełen. Można by było snuć wnioski, że wzorca od rodziców nie wyniosłam. Więcej byli osobno niż razem. Ale wyniosłam plany i marzenia. I każdego dnia zastanawiałam się, co mogę zrobić, żeby być bliżej tego, czego chcę czy potrzebuję. Szkoła średnia i studia – w tym czasie mogłam już liczyć tylko na siebie, pamiętać o słowach dziadka i mądrości babci. Relacje z mamą naprawiam do dziś. Choć rozumiem, że na tamten czas, była najlepszą mamą, jaką potrafiła być. A ja dzięki temu, jestem w miejscu, w którym mi dobrze .
Tak z nieśmiałej dziewczynki, budowałam swoją wizję siebie.
Czytałam książki, robiłam kolejne kursy. Nadal zresztą się szkolę. Ale też, sama stałam się szkoleniowcem. Szkoleniowcem z wizerunku i biznesu. Część mnie ukształtowali ludzie i sytuacje. Były lata, że potrzebna była gruba skóra i zbudowanie wokół siebie muru. Dziś nadal uczę się łagodnieć i mieć zaufanie do ludzi. Nie zawsze tak było.
Często słyszę ,,Ty to masz szczęście,, , „Tobie się udało,, .
Nie. Zwyczajnie byłam gotowa marzyć i pracować nad swoimi marzeniami. ,Ja to bym chciała…” Jeśli chcesz – zrób. Może nie będzie łatwo. Raczej nie od razu. Pewnie nie jeden raz pod górkę. Ale będzie warto. Cena za marzenia jest ceną do zapłacenia. I czasami to zrezygnowanie z wyjścia na imprezę, czasami niewyprane pranie. Może mniej seriali czy trollowania mediów społecznościowych. A może szkoleni , zamiast weekendu na kanapie. Kurs odsłuchany w korku, zamiast nerwów, że nie zdążysz. Lubię sobie powtarzać, żeby nie denerwować się sytuacjami na jakie nie mamy wpływu, a znaleźć w nich pozytyw.
Od kilkunastu lat zajmuję się wizerunkiem kobiet
Zaczynałam od wyspecjalizowania się w doborze idealnych fasonów ubrań i kolorów tych ubrań. Dziś prowadzę kobiecy biznes i uczę tego inne kobiety. Dobieram spersonalizowane programy pielęgnacji cery. Uczę makijażu dziennego. Prowadzę Metamorfozy i Warsztaty Piękna. Zmiana zewnętrzna jest początkiem zmiany wewnętrznej. Dostałam w domu rodzinnym piękny fundament do pracy w tej przestrzeni. Przez kilkanaście lat prowadziłam butiki z odzieżą dla kobiet. Zawsze byłam pracowita. Zdobywałam zaufanie klientek szczerością i sercem. Tym samym moja marka osobista docierała do szerszego grona. Pracowałam w butiku, na eventach, buszowałam w szafach klientek. Zawsze ciekawa co się stworzy, jaka zmiana będzie dobra, jaka zauważalna. Co przyniesie zamierzony efekt. Przerabiałam wina, czekoladki czy obiady w podziękowaniu za efekty współpracy. Urodziło się kilka przyjaźni. Zdarzali się też, mężowie czy partnerzy, obrażeni że żona czy partnerka wygląda zbyt dobrze po wizycie u mnie. Na szczęście więcej było tych z iskierkami w oczach, kiedy widzieli metamorfozę. Część kobiet wróciło do starych przekonań i nie dało się porwać. Większość mijam do dziś z uśmiechem na twarzy. Najpiękniejsza zapłata za moją pracę, to uśmiech na twarzy , wyprostowana i pewna siebie sylwetka. Sms ” Aga, dziękuję” czy telefon „Mam lepszą pracę,,.
Czy marzenie jednej osoby może zmienić świat kilku czy kilkuset osób ?
Może. Chciałam być szczęśliwa, pewna siebie, przedsiębiorcza. Zbudowałam to marzenie. Pielęgnowałam je i pracowałam nad nim. Po drodze pojawiali się ludzie. Część korzystała z mojej wiedzy i z możliwości i korzysta do dziś. Czy dobrze dobrany set odzieżowy, piękna cera i nieskazitelny makijaż to próżność? Nie. To nabranie pewności siebie, a co za tym idzie zmiany. Świat stawia na naszej drodze wszystko. Czasami nie zauważamy tego. Oczy skupione nie tylko na sobie, uszy które słuchają i słyszą , głowa otwarta na pomysły, wyciąganie wniosków i szukanie rozwiązań – to świadomość pozwalająca według mnie sięgać po wszystko co postanowisz.
Świat się zmienia na przestrzeni lat.
Zmienia się moda, priorytety. Kobiety nabrały pewności siebie i często biorą swoje życie w swoje ręce. I to nie chodzi tylko o kobiety. Skupiłam się na nas, bo z kobietami pracuję najczęściej. Panowie, też przechodzą zmianę. Zmianę w wizerunku i w oczekiwaniach. Inaczej dbają o siebie dziś, niż 20 lat temu. Mamy nowe narzędzia i nowe możliwości. Coraz częściej z nich korzystamy. Wszystko zostało wymyślone po coś. Życie nam daje szwedzki stół i każdy może wziąć z niego to, na co ma ochotę. Kwestia ochoty.
Przychodzą do mnie kobiety zaciekawione moją metamorfozą. Bo zmieniam się absolutnie. Z roku na rok wykonuję nad sobą pracę. Z roku na rok mam więcej wiedzy i absolutnie doświadczenia. Uczę się i szkolę. Przychodzą też te, które są na rozdrożu. Umawiam się na kawę z tymi, które chcą zmiany, a czasem rewolucji i nie wiedzą od czego zacząć. Często odbieram telefony i słyszę : ,,Jak to się robi? ,, , ,Jak Ty to zrobiłaś?” , ,,Znam Cię sprzed tylu lat, nie mogę uwierzyć”. I wiecie co, ja też czasami zachodzę w głowę jak ja zrobiłam sobie życie. Odpowiedź jest banalna : ja je sobie zrobiłam . Byłam odpowiedzialna za każdą decyzję i poniosłam konsekwencje , każdej pomyłki. Wyciągałam wnioski i szukałam rozwiązań.
Mam Receptę szczęścia i dobrego życia. Zacznij od tego gdzie jesteś i czy Ci tu dobrze. Powiedz sobie głośno czego chcesz . A najlepiej napisz. Zastanów się co masz ,żeby iść tam gdzie chcesz , a czego jeszcze potrzebujesz. Ustal sobie mniejsze cele do tego dużego. Szukaj rozwiązań a nie problemów. Realizuj plan każdego dnia. Pamiętaj, że czasami plan wymaga korekty i to jest ok.
Zawsze obiecywałam sobie, że będę pracować jak wariat do 45 roku życia. Byłam absolutnie pracoholiczką.
Pracowałam po 75-80 h w tygodniu. W zeszłym roku zamknęłam ostatni butik. Mam 44 lata. Pandemia mnie wyhamowała i otworzyła też nowe możliwości. Zawsze w okresie świątecznym, weekendy czy dwa dni w tygodniu dostaw, denerwowałam się, że nie mogę dać klientkom w 100% swojej uwagi. Czasami miałam kolejki do kasy , jak w markecie. Nie o to mi chodziło. Praca idealna, to dla mnie praca, w której mogę wsłuchać się w człowieka. Kiedy poznaję potrzeby i oczekiwania. Kiedy mogę pracować na walorach i atutach, tych w duszy. Często też powtarzam, że lepiej mniej idealnie dobrane rzeczy, a komfort i zgoda ze sobą sprawi stylizację idealną. Zawsze miałam smykałkę do ubierania ludzi. Widziałam człowieka i wiedziałam w czym będzie wyglądał perfekcyjnie. Dziś dodatkowo mam przestrzeń, żeby słuchać, a nie tylko spojrzeć. Do zakupów, buszowania w szafach dołączyłam wiedzę ekspercką w pielęgnacji cery. Kocham stan, kiedy kobiety promienieją na warsztatach z nauki makijażu. Obserwuję zmiany w zachowaniu, a nawet postawie sylwetki po metamorfozie. Daje mi radość, kiedy mogę pomóc kobietom w biznesie. Przez około 20 lat zbierałam wiedzę i doświadczenie. Dziś pięknie układa mi się to w całość. Jak puzzle.
Zbudowałam siebie taką o jakiej sobie marzyłam.
Moja praca, to przeprowadzenie przez drogę zmian innych kobiet. Jestem w szczęśliwym związku. Kocham mojego męża z każdym dniem bardziej świadomie i mocniej. Jestem dumna z naszego syna, który swoją dojrzałością nie raz mnie zawstydził. Czy jestem szczęściarą? Jestem szczęśliwa. I pracuję na ten stan każdego dnia. Spokój w sercu, przestrzeń do realizacji swoich planów, absolutnie daje posprzątanie relacji. Czasami hamulcem jest parter partnerka, siostra, ojciec, koleżanka czy przełożony. Dziś mam zgodę na asertywność, dbanie o siebie i swoje potrzeby a czasem egoizm. I uważam, że to dobre. Jeśli nie zadbamy o siebie sami , to nikt tego za nas nie zrobi. Jeśli nie będziemy mieć szacunku do siebie, inni również go nie będą mieć w stosunku do nas . Świadomość decyzji i odpowiedzialność , często nie jest dla nas wygodna. A jak jeszcze mowa o pracy… komu by się chciało. Tyle, że nikt nie obiecywał ,że będzie zawsze wygodnie. Jeśli Ci źle, to znajdź przyczynę . Wkurza Cię szef – zmień pracę . Masz środowisko, które Cię blokuje- zmień. Czujesz się źle w związku, spróbuj naprawić relacje. Masz problemy z dziećmi, zastanów się dlaczego i co możesz zrobić . Decyzja, determinacja i praca to droga do dobrej zmiany . Zawsze inwestycja w siebie , jest tą najlepiej opłacalną.
Kiedy zamykałam butik, część znajomych pukała się w głowę. Klientki przyglądały się z przerażeniem. Szłam w niepewne. Tylko, że ta niepewność była ich. Nie moja. Moja decyzja była świadoma i absolutnie wiedziałam co robię, co mogę zyskać i że zawsze może coś nie wyjść. Jak zresztą w każdej strefie życia. Tyle, że ja realizowałam swój plan. Rozmawiałam z mężem i synem. Mąż przyznał rację, że już wystarczy życia w pracy. Syn powiedział ,,zrób jak czujesz a my Cię będziemy wspierać„.
Co to ma wspólnego z marzeniami?
Marzyłam, żeby pracować do 45 roku życia na turbo obrotach, a później spowolnić. Zaplanowałam, że dorosłość syna będzie momentem zmiany. Że jeśli życie zaczyna się po czterdziestce, to będę w połowie drogi. Że jeśli los dał szansę posiadania jednego dziecka i jest ono dorosłe, to czas na drugą młodość, na pasje, na odpoczynek. Chciałam spokojnie wypitej kawy na tarasie. Zawsze o tym mówiłam. Jestem kawoszem. Dziś zapraszam lub jestem zapraszana na biznesową kawkę lub espresso zmian.
Uważaj o czym myślisz, bo się spełni.
Moja dusza analityczna pracuje z kalendarzem i planerem. Często rodzina się śmieje, że ciążę nawet zaplanowałam z zegarkiem. Z zegarkiem nie, ale prezent urodzinowy ukazał się strzałem w dychę. W swoich talentach mam między innymi Ukierunkowanie. Daje mi to łatwość obierania azymutu i podążania do celu. Priorytety ustalone i działam
Dziś jestem tam gdzie powinnam. Swoim doświadczeniem i wiedzą robię porządki w szafach, ale też głowach. Buduję najlepsze zespoły przedsiębiorczych kobiet. Spotykamy się, przyjaźnimy. Znamy swoje dzieci i zwierzęta. Razem się śmiejemy i płaczemy. Zazwyczaj ze szczęścia. Czy to możliwe, czy tak jest ? Zapraszam Cię do mojego świata. Mam szeroko otwarte drzwi i serce. Czy zawsze wszystko jest takie urocze? Pewnie, że nie. Miewam gorsze dni, czasami hormony buzują, czasem zastanawiam się sama jak mnie własny mąż znosi. Miewam spiny z synem i wymieniam zdania z mężem. Tylko jest to na poziomie dobrych relacji albo w stronę dobrych relacji. Przyjmuję na klatę argumenty i jeśli moje są za słabe, przyznaję się do tego i przepraszam. Nie ma już cichych dni, bo szkoda życia. Nikt nie zostaje sam z problemem, bo mamy siebie.
Jeśli dziś uznasz, że tak się nie da, że nie potrafisz, bardzo chętnie z Tobą porozmawiam. Jedynym ograniczeniem dla siebie, jesteśmy my sami. Jeśli uznasz, że nie dasz rady – absolutnie tak będzie. Więc jeśli chcesz czegoś, to zwyczajnie przyjmij, że tak będzie
Co to wszystko ma do marzeń? Marzenia są początkiem wszystkiego czego zapragniesz. Nie ważne czy chodzi o dobrego męża, piękne relacje, dom nad morzem, namiot w górach, własną firmę, kurs spadochroniarski (nie wiem czy taki istnieje). Chodzi o to, że jesteśmy autorami swojego życia a ja akurat lubię pisać swoje scenariusze. Jeśli nigdy tego nie robiłaś/ robiłeś, spróbuj. Namawiam cię do tego.
![Agnieszka Majcher](https://wartoznac.pl/wp-content/uploads/2021/10/Agnieszka-Majcher-682x1024.jpg)
Agnieszka Majcher
Od 13 lat pomagam kobietom budować pewność siebie wydobywając ich atuty odpowiednimi setami odzieżowymi. Dobieram spersonalizowane programy pielęgnacji cery. Prowadzę Warsztaty Piękna. Uczę makijażu dziennego. Prowadzę kobiecy biznes i inspiruję kobiety do pozytywnej zmiany.