fbpx

Moja historia. Cena za marzenia – jest ceną do zapłacenia. Felieton.


Jestem małą dziewczynką. Zasypiam ze słowami dziadka ,,miej marzenia” , ,,pamiętaj ,że trzeba marzyć„. Zamykam oczy i widzę lazurowe morze. Wiem ,że jest ciepłe. Czuję sypki, jasny piasek pod stopami. Wilgotne powietrze mnie otula. Słyszę muzykę, która dobiega z małego domku z drewnianym tarasem. W drzwiach powiewają białe woale. Z oddali dobiega muzyka. Unosi się zapach dobrego jedzenia. Przy brzegu morza krząta się mężczyzna z oczami w kolorze lazur . Słychać gwar dzieci…

Dziadek zmarł, kiedy miałam 11 lat . Wiedział, że jest chory i nie doczeka mojej dorosłości. Mówił o tym. Tłumaczył. Pamiętam rozmowy o życiu, wierze i o tym, co się dzieje kiedy człowiek odchodzi. Każdego dnia, kiedy mógł, powtarzał mi „dbaj o marzenia, o siebie i zadbaj o swoje życie. Nikt za Ciebie tego nie zrobi„. Słowa dźwięczały mi w uszach ,kiedy miałam lat 11, 15, 28 i dźwięczą do dziś. Był dla mnie wzorem, autorytetem, najmądrzejszym i najbardziej opanowanym człowiekiem jakiego znała . Dziś jego wiele cech widzę w swoim synu.

Ze swoją wizją domku nad brzegiem morza, zasypiałam każdego dnia. Przywoływałam muzykę, zapachy, widziałam siebie w moim marzeniu. Myślałam też o tym, że chcę być szczęśliwa i kochana. Chcę mieć pełną rodzinę i stworzyć bezpieczny dom dla swoich dzieci. Nie miałam tego bezpieczeństwa od rodziców. Z dzieciństwa najbardziej pamiętam: niedziele brydżowe u dziadków. Mieszkałam razem z nimi i mamą w starej kamienicy. Sąsiedzi byli zżyci, dzieci wspólnie się bawiły i nierzadko broiły. Pamiętam zjazd po drewnianych schodach, szaber papierówek czy marchewki. Byliśmy bandą – na dobre i na złe. Naleśniki jedliśmy brudnymi rękoma. Chleb z masłem i cukrem, jagody wspólnie zbierane podawane przez jedną z mam z makaronem. Świeże pachnące i ciepłe jeszcze ciasto upieczone przez jedną z sąsiadek. 

Swoją drogą, to minęło 30 lat od kiedy wyprowadziłam się z domu, a z większością osób z tamtych lat mam kontakt po dziś dzień. Rozjechaliśmy się po świecie, a mimo to nadal mamy siebie. Byliśmy paczką przyjaciół. Suszyliśmy swoje ubrania po sankach czy zjazdach z górki na tornistrach, przy kaflowych piecach. Za oknem był telefon na kabel między mną, a dziewczyną, która mieszkała nade mną. Gra w zbijaka, skakanki, podchody, karty i wyzwania w kto o północy wejdzie na cmentarz. Same twardziele i nigdy nikt się nie odważył . Groziło nam to zresztą, szlabanem na wyjście z domu, a tego nie chcieliśmy . Kary były wspólne. Jeden przeskrobał- wszyscy mieli przerąbane. Pilnowaliśmy siebie na wzajem. Albo solidarnie psociliśmy. Wyjeżdżaliśmy razem pod namioty. Często pole biwakowe było w czyimś ogrodzie, czy na placu zabaw po drugiej stronie ulicy. Aż dziwne, że żyjemy i nikogo nie zabrała opieka społeczna .

Dziadek był eleganckim mężczyzną z nienaganną fryzurą gentelmana i zawsze gładką twarzą. Wypastowane buty, eleganckie spodnie, koszula. Był świetnym krawcem. Czasami rzeźbił czy plótł wiklinowe koszyki. Uczył mnie liter i matematyki. Kiedy byłam w zerówce, czytałam mu gazety. Kochał boks w czarno-białej, wtedy telewizji. Hodował króliki, gołębie, kury. Co niedzielę zabierał mnie na jarmark do swojego głuchoniemego przyjaciela. Dostawałam drewniany gwizdek. Wlewało się do nich wodę. Były piękne, a ja je kolekcjonowałam.

Babcia  zawsze miała pogodną minę i uśmiech tak ciepły, że ogrzewał każdą troskę.  Szydełkowała serwety, obrusy, które były prawdziwymi dziełami sztuki. Część z nich wisi w moim domu, jako łapacze snów, a obrusy godnie prezentują się na stołach. Robiła, też na drutach szale, swetry, czapki. Zawsze opowiadała ciekawe historie. Kochałam jej słuchać i uwielbiałam z nią rozmawiać. Miałam w niej wsparcie i przyjaciółkę. Słuchałam opowiadań o wojnie, rodzinie, o jej dzieciństwie. Godziny rozmów nad starymi fotografiami. Pokazywała na zdjęciach jaka była piękna w młodości i tłumaczyła drzewo genealogiczne. Dla mnie zawsze była piękna.

Mama była krawcową. Pracowała na etacie, zabiegana. Po pracy farbowała tkaniny, wyszywała, szyła nam i klientkom wyszukane stroje. Koronki, gipiury, nici czy pieluchy tetrowe były wszędzie poukładane.

To wszystko mnie kształtowało

Mądrość dziadka, dobro babci, dusza mamy do tworzenia unikatów. Obserwowałam klasę, styl, elegancję i proces tworzenia. Koraliki, włóczka, cekiny , farby. Przyglądałam się temu z zaciekawieniem. Do dziś zwracam uwagę czy marynarka dobrze leży, długość spodni jest odpowiednia, a skład materiałów rozbieram na czynniki pierwsze. Taki efekt uboczny rozmów między dziadkami a mamą. Czasami na weekendy czy ferie zabierała mnie do siebie ciocia. Siostra mamy. Mówiła : ,,ucz się od nas jak wygląda dobre życie i rodzina,” , ,,przyglądaj się i postanów czy też tak chcesz „. Ciocia była absolutnie klonem dziadka, (czyli swojego taty),  jeśli chodzi o spokój i mądrość. Zawsze rozważna. Słowa zanim wypowiedziała, przemyślała.  Szczęśliwa mężatka, mama. Robiłam tak, jak mówiła. Cieszyłam się z każdej godziny w jej domu. Kuzynka miała wszystko i dzieliła się ze mną zawsze szczerze, bez zazdrości. Pamiętam pokazy mody, farbowanie włosów bibułą czy obcinanie grzywek. Wujek był i jest absolutnym mistrzem kucharzenia. Zawsze przygotowywał dania o jakich nie miałam pojęcia. Miał, też ogromny szacunek do cioci i piękne relacje z córką. Cudowna rodzina. Dostałam od nich wiarę, że życie może być piękne.

Moje wnioski po latach

Dziś mogę wyciągnąć wniosek: zawsze z pokorą słuchałam wskazówek. Nie byłam dzieckiem buntownikiem. Raczej dość nijaką, ciapowatą, zawstydzoną dziewczynką. Liche włosy, mina aniołka. Białe podkolanówki, sukieneczka, koszyczek. Jak wlazłam do kałuży czy piaskownicy i tak wyszłam czysta. Dziś tak nie jest. Uwielbiam boso chodzić po trawie , skakać w błocie i babrać się w ogrodzie. Nadganiam dzieciństwo. A raczej pielęgnuję swoje wewnętrzne dziecko.

Kiedy miałam 11 lat, spędziłam pół roku w sanatorium. Mocno chorowałam. Tam było życie. Oceny z czerwonego paska spadły na poziom stabilne trzy . Spacery, zabawy, niby była kontrola i szkoła , ale tam chodziło o życie . O pasje. Relacje. Chwilkę po powrocie urodziła się moja siostra. Lubiłam się nią zajmować. Ale w wieku 14 lat zmieniłam dom na internat.
Żeby wyrwać się z małego miasteczka, oczywista była dla mnie szkoła średnia w mieście wojewódzkim. I tak z Gubina, trafiłam do Zielonej Góry. Z walizką i ogromnymi marzeniami. Z biletem w jedną stronę. Tam życie i znajomi dali mi w kość. Zresztą często sobie na to zasługiwałam. Przyjmowałam na barki skutki swoich decyzji. Wyciągałam wnioski. Popełniałam błędy i wyciągałam kolejne wnioski. Dziś czas liceum wspominam jako doskonałą szkołę życia.

Pełna paleta niezbyt mądrych decyzji

Absolutnie poczułam wolność i weszłam w dorosłość. Z naważonego piwa spijałam pianę. Studia to, też ucieczka do Wrocławia. Z miłością i za miłością. Znowu walizka i ogromne marzenia. I bilet w jedną stronę. Tu życie nabierało tempa. Była nauka, imprezy i znowu imprezy. Miłość jaka miała być na zawsze znikła. A ja studiowałam –  pełną parą i w pełni słowa znaczeniu. Musiałam, też pracować, żeby się z czegoś utrzymać.  Na jednej z domówek , kolega z roku przyprowadził kumpla. Zamiast postawnego, dobrze zbudowanego facet , ja widziałam jego oczy. Lazurowe. Takie jak morze. Takie , które przywoływałam w dzieciństwie i każdego dnia, kiedy zasypiałam. Wyobraźcie sobie moją reakcję i bełkot. Nie mogłam wykrzesać z siebie zdania. Często wspominamy ten wieczór. Zauroczona oczami z każdym dniem zaczęłam poznawać ich właściciela.

Poznajemy się do teraz

Dziś jesteśmy 21 lat razem. Zamiast gromadki dzieci, mamy 19-to letniego syna. Mieszkamy pod lasem. Czyli dom nad ciepłym morzem jeszcze gdzieś czeka na nas,  a gromadka dzieci, to być może będą kiedyś wnuki…Od samego początku znajomości decyzje o wspólnych planach strzeliły szybko. Poznaliśmy się na początku grudnia, a na Wigilię zrobił mi nalot na rodzinny dom z pierścionkiem zaręczynowym. Kilka miesięcy później zamieszkaliśmy razem. Pracowaliśmy, snuliśmy plany, ja jeszcze się uczyłam.

Założyliśmy firmę i swój pierwszy biznes

Całe zaplecze z dzieciństwa zebrałam we wnioskach. Postanowiłam mieć szczęśliwe życie, dom pełen miłości i zrozumienia. Oazę dla bliskich. Nasz dom jest zawsze pełen. Można by było snuć wnioski, że wzorca od rodziców nie wyniosłam. Więcej byli osobno niż razem. Ale wyniosłam plany i marzenia. I każdego dnia zastanawiałam się, co mogę zrobić, żeby być bliżej tego, czego chcę czy  potrzebuję. Szkoła średnia i studia – w tym czasie mogłam już liczyć tylko na siebie, pamiętać o słowach dziadka i mądrości babci. Relacje z mamą naprawiam do dziś. Choć rozumiem, że na tamten czas, była najlepszą mamą, jaką potrafiła być. A ja dzięki temu, jestem w miejscu, w którym mi dobrze .

Tak z nieśmiałej dziewczynki, budowałam swoją wizję siebie.

Czytałam książki, robiłam kolejne kursy. Nadal zresztą się szkolę. Ale też, sama stałam się szkoleniowcem. Szkoleniowcem z wizerunku i biznesu. Część mnie ukształtowali ludzie i sytuacje. Były lata, że potrzebna była gruba skóra i zbudowanie wokół siebie muru. Dziś nadal uczę się łagodnieć i mieć zaufanie do ludzi. Nie zawsze tak było.

Często słyszę ,,Ty to masz szczęście,, , „Tobie się udało,, .

Nie. Zwyczajnie byłam gotowa marzyć i pracować nad swoimi marzeniami. ,Ja to bym chciała…” Jeśli chcesz – zrób. Może nie będzie łatwo. Raczej nie od razu. Pewnie nie jeden raz pod górkę. Ale będzie warto. Cena za marzenia jest ceną do zapłacenia. I czasami to zrezygnowanie z wyjścia na imprezę, czasami niewyprane pranie. Może mniej seriali czy trollowania mediów społecznościowych. A może szkoleni , zamiast weekendu na kanapie. Kurs odsłuchany w korku, zamiast nerwów, że nie zdążysz. Lubię sobie powtarzać, żeby nie denerwować się sytuacjami na jakie nie mamy wpływu, a znaleźć w nich pozytyw.

Od kilkunastu lat zajmuję się wizerunkiem kobiet

Zaczynałam od wyspecjalizowania się w doborze idealnych fasonów ubrań i kolorów tych ubrań. Dziś prowadzę kobiecy biznes i uczę tego inne kobiety. Dobieram spersonalizowane programy pielęgnacji cery. Uczę makijażu dziennego. Prowadzę Metamorfozy i Warsztaty Piękna. Zmiana zewnętrzna jest początkiem zmiany wewnętrznej. Dostałam w domu rodzinnym piękny fundament do pracy w tej przestrzeni. Przez kilkanaście lat prowadziłam butiki z odzieżą dla kobiet. Zawsze byłam pracowita. Zdobywałam zaufanie klientek szczerością i sercem. Tym samym moja marka osobista docierała do szerszego grona. Pracowałam w butiku, na eventach, buszowałam w szafach klientek. Zawsze ciekawa co się stworzy, jaka zmiana będzie dobra, jaka zauważalna. Co przyniesie zamierzony efekt. Przerabiałam wina, czekoladki czy obiady w podziękowaniu za efekty współpracy. Urodziło się kilka przyjaźni. Zdarzali się też, mężowie czy partnerzy, obrażeni że żona czy partnerka wygląda zbyt dobrze po wizycie u mnie. Na szczęście więcej było tych z iskierkami w oczach, kiedy widzieli metamorfozę. Część kobiet wróciło do starych przekonań i nie dało się porwać. Większość mijam do dziś z uśmiechem na twarzy. Najpiękniejsza zapłata za moją pracę, to uśmiech na twarzy , wyprostowana i pewna siebie sylwetka. Sms ” Aga, dziękuję” czy telefon „Mam lepszą pracę,,.

Czy marzenie jednej osoby może zmienić świat kilku czy kilkuset osób ?

Może. Chciałam być szczęśliwa, pewna siebie, przedsiębiorcza. Zbudowałam to marzenie. Pielęgnowałam je i pracowałam nad nim. Po drodze  pojawiali się ludzie. Część korzystała z mojej wiedzy i z możliwości i korzysta do dziś. Czy dobrze dobrany set odzieżowy, piękna cera i nieskazitelny makijaż to próżność? Nie. To nabranie pewności siebie, a co za tym idzie zmiany. Świat stawia na naszej drodze wszystko. Czasami nie zauważamy tego. Oczy skupione nie tylko na sobie, uszy które słuchają i słyszą , głowa otwarta na pomysły, wyciąganie wniosków i szukanie rozwiązań – to świadomość pozwalająca według mnie sięgać po wszystko co postanowisz. 

Świat się zmienia na przestrzeni lat.

Zmienia się moda, priorytety. Kobiety nabrały pewności siebie i często biorą swoje życie w swoje ręce. I to nie chodzi tylko o kobiety. Skupiłam się na nas, bo z kobietami pracuję najczęściej. Panowie, też przechodzą zmianę. Zmianę w wizerunku i w oczekiwaniach. Inaczej dbają o siebie dziś, niż 20 lat temu. Mamy nowe narzędzia i nowe możliwości. Coraz częściej z nich korzystamy. Wszystko zostało wymyślone po coś. Życie nam daje szwedzki stół i każdy może wziąć z niego to, na co ma ochotę. Kwestia ochoty.

Przychodzą do mnie kobiety zaciekawione moją metamorfozą. Bo zmieniam się absolutnie. Z roku na rok wykonuję nad sobą pracę. Z roku na rok mam więcej wiedzy i absolutnie doświadczenia. Uczę się i szkolę. Przychodzą też te, które są na rozdrożu. Umawiam się na kawę z tymi, które chcą zmiany, a czasem rewolucji i nie wiedzą od czego zacząć. Często odbieram telefony i słyszę : ,,Jak to się robi? ,, , ,Jak Ty to zrobiłaś?” , ,,Znam Cię sprzed tylu lat, nie mogę uwierzyć”. I wiecie co, ja też czasami zachodzę w głowę jak ja zrobiłam sobie życie. Odpowiedź jest banalna : ja je sobie zrobiłam . Byłam odpowiedzialna za każdą decyzję i poniosłam konsekwencje , każdej pomyłki. Wyciągałam wnioski i szukałam rozwiązań.
Mam Receptę szczęścia i dobrego życia. Zacznij od tego gdzie jesteś i czy Ci tu dobrze. Powiedz sobie głośno czego chcesz . A najlepiej napisz. Zastanów się  co masz ,żeby iść tam gdzie chcesz , a czego jeszcze potrzebujesz. Ustal sobie mniejsze cele do tego dużego. Szukaj rozwiązań a nie problemów. Realizuj plan każdego dnia. Pamiętaj, że czasami plan wymaga korekty i to jest ok.

Zawsze obiecywałam sobie, że będę pracować jak wariat do 45 roku życia. Byłam absolutnie pracoholiczką.

Pracowałam po 75-80 h w tygodniu. W zeszłym roku zamknęłam ostatni butik. Mam 44 lata. Pandemia mnie wyhamowała i otworzyła też nowe możliwości. Zawsze w okresie świątecznym, weekendy czy dwa dni w tygodniu dostaw, denerwowałam się, że nie mogę dać klientkom w 100% swojej uwagi. Czasami miałam kolejki do kasy , jak w markecie. Nie o to mi chodziło. Praca idealna, to dla mnie praca, w której mogę wsłuchać się w człowieka. Kiedy poznaję potrzeby i oczekiwania. Kiedy mogę pracować na walorach i atutach, tych w duszy. Często też powtarzam, że lepiej mniej idealnie dobrane rzeczy, a  komfort i zgoda ze sobą sprawi stylizację idealną. Zawsze miałam smykałkę do ubierania ludzi. Widziałam człowieka i wiedziałam w czym będzie wyglądał perfekcyjnie. Dziś dodatkowo mam przestrzeń, żeby słuchać, a nie tylko spojrzeć. Do zakupów, buszowania w szafach dołączyłam wiedzę ekspercką w pielęgnacji cery. Kocham stan, kiedy kobiety promienieją na warsztatach z nauki makijażu. Obserwuję zmiany w zachowaniu, a nawet postawie sylwetki po metamorfozie. Daje mi radość, kiedy mogę pomóc kobietom w biznesie. Przez około 20 lat zbierałam wiedzę i doświadczenie. Dziś pięknie układa mi się to w całość. Jak puzzle.

Zbudowałam siebie taką o jakiej sobie marzyłam.

Moja praca, to przeprowadzenie przez drogę zmian innych kobiet. Jestem w szczęśliwym związku. Kocham mojego męża z każdym dniem bardziej świadomie i mocniej. Jestem dumna z naszego syna, który swoją dojrzałością nie raz mnie zawstydził. Czy jestem szczęściarą? Jestem szczęśliwa. I pracuję na ten stan każdego dnia. Spokój w sercu, przestrzeń do realizacji swoich planów, absolutnie daje posprzątanie relacji. Czasami hamulcem jest parter partnerka, siostra, ojciec, koleżanka czy przełożony. Dziś mam zgodę na asertywność, dbanie o siebie i swoje potrzeby a czasem egoizm. I uważam, że to dobre. Jeśli nie zadbamy o siebie sami , to nikt tego za nas nie zrobi. Jeśli nie będziemy mieć szacunku do siebie, inni również go nie będą mieć w stosunku do nas . Świadomość decyzji i odpowiedzialność , często nie jest dla nas wygodna. A jak jeszcze mowa o pracy… komu by się chciało. Tyle, że nikt nie obiecywał ,że będzie zawsze wygodnie. Jeśli Ci źle, to znajdź przyczynę . Wkurza Cię szef – zmień pracę . Masz środowisko, które Cię blokuje- zmień. Czujesz się źle w związku, spróbuj naprawić relacje. Masz problemy z dziećmi, zastanów się dlaczego i co możesz zrobić .  Decyzja, determinacja i praca to  droga do dobrej zmiany . Zawsze inwestycja w siebie , jest tą najlepiej opłacalną.

Kiedy zamykałam butik, część znajomych pukała się w głowę. Klientki przyglądały się z przerażeniem. Szłam w niepewne. Tylko, że ta niepewność była ich. Nie moja. Moja decyzja była świadoma i absolutnie wiedziałam co robię, co mogę zyskać i że zawsze może coś nie wyjść. Jak zresztą w każdej strefie życia. Tyle, że ja realizowałam swój plan. Rozmawiałam z mężem i synem. Mąż przyznał rację, że już wystarczy życia w pracy. Syn powiedział ,,zrób jak czujesz a my Cię będziemy wspierać„.

Co to ma wspólnego z marzeniami?

Marzyłam, żeby pracować do 45 roku życia na turbo obrotach, a później spowolnić. Zaplanowałam, że dorosłość syna będzie momentem zmiany. Że jeśli życie zaczyna się po czterdziestce, to będę w połowie drogi. Że jeśli los dał szansę posiadania jednego dziecka i jest ono dorosłe, to czas na drugą młodość, na pasje, na odpoczynek. Chciałam spokojnie wypitej kawy na tarasie. Zawsze o tym mówiłam. Jestem kawoszem. Dziś zapraszam lub jestem zapraszana na biznesową  kawkę lub  espresso zmian.

Uważaj o czym myślisz, bo się spełni.

Moja dusza analityczna pracuje z kalendarzem i planerem. Często rodzina się śmieje, że ciążę nawet zaplanowałam z zegarkiem. Z zegarkiem nie, ale prezent urodzinowy ukazał się strzałem w dychę. W swoich talentach mam między innymi Ukierunkowanie. Daje mi to łatwość obierania azymutu i podążania do celu. Priorytety ustalone i działam


Dziś jestem tam gdzie powinnam. Swoim doświadczeniem i wiedzą robię porządki w szafach, ale też głowach. Buduję najlepsze zespoły przedsiębiorczych kobiet. Spotykamy się, przyjaźnimy. Znamy swoje dzieci i zwierzęta. Razem się śmiejemy i płaczemy. Zazwyczaj ze szczęścia. Czy to możliwe, czy tak jest ? Zapraszam Cię do mojego świata. Mam szeroko otwarte drzwi i serce. Czy zawsze wszystko jest takie urocze? Pewnie, że nie. Miewam gorsze dni, czasami hormony buzują, czasem zastanawiam się sama jak mnie własny mąż znosi. Miewam spiny z synem i wymieniam zdania z mężem. Tylko jest to na poziomie dobrych relacji albo w stronę dobrych relacji. Przyjmuję na klatę argumenty i jeśli moje są za słabe, przyznaję się do tego i przepraszam. Nie ma już cichych dni, bo szkoda życia. Nikt nie zostaje sam z problemem, bo mamy siebie.

Jeśli dziś uznasz, że tak się nie da, że nie potrafisz, bardzo chętnie z Tobą porozmawiam. Jedynym ograniczeniem dla siebie, jesteśmy my sami. Jeśli uznasz, że nie dasz rady – absolutnie tak będzie. Więc jeśli chcesz czegoś, to zwyczajnie przyjmij, że tak będzie

Co to wszystko ma do marzeń? Marzenia są początkiem wszystkiego czego zapragniesz. Nie ważne czy chodzi o dobrego męża, piękne relacje, dom nad morzem, namiot w górach, własną firmę, kurs spadochroniarski (nie wiem czy taki istnieje). Chodzi o to, że jesteśmy autorami swojego życia a ja akurat lubię pisać swoje scenariusze. Jeśli nigdy tego nie robiłaś/ robiłeś, spróbuj. Namawiam cię do tego.

Agnieszka Majcher

Agnieszka Majcher

Od 13 lat pomagam kobietom budować pewność siebie wydobywając ich atuty odpowiednimi setami odzieżowymi. Dobieram spersonalizowane programy pielęgnacji cery. Prowadzę Warsztaty Piękna. Uczę makijażu dziennego. Prowadzę kobiecy biznes i inspiruję kobiety do pozytywnej zmiany.

Polub ten artykuł i podaj dalej!
fb-share-icon
Tweet 20
fb-share-icon20

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

https://www.facebook.com/wartoznacportal
https://www.linkedin.com/in/ewelina-salwuk-marko-339859152/
https://www.instagram.com/wartoznacbiznes/